środa, 17 lutego 2010

ŁEB ODPADA

/refleksje po koncercie ITI w Powiekszeniu/projekt Kena Vandermarka/
/na goraco akurat/

Zapamietac: nigdy nie nalezy chodzic na eksperymentalne jazzowe koncerty kiedy masz migrene! no nie nalezy.
przez pierwsza polowe czulam sie jakby mnie obdzierano ze skory i jednoczesnie ktos walil z karabinu maszynowego prosto w moja czaszke. /i to z bliskiej odleglosci/
klimat byl niezwykle alternatywny. Trzy razy mialam nawet wychodzic, tak nie moglam tego fizycznie wytrzymac.
ale na zlosc KV zaczynal wtedy doginac. zajebiscie, umowmy sie. wiec przetrwalam..

ja w ogole dochodze do wniosku, ze jestem prosta dziewczyna!
ja bym elektronike dzis wywalila. i puzon. i nawet perkusje.
zostawilabym Vandermarka na saxie. i byloby dopiero dobrze.
/perkusja od biedy moglaby zostac. ale nie za duzo.
bebniarz byl mocno przecietny/

AMEN /poszlam szukac jakis proszkow/

/to bylo drugie moje spotkanie z KV. poprzednie bardziej udane. ale moze to glowa.
a moze nie/

/Ken Vandermark w duecie z perką/