czwartek, 24 lutego 2011

...........

Sypię się.
/cudem wbiłam się na koncert The National, na krzywy ryj dosłownie.
Nie dostałam akredytacji, z przeprosinami, i w ogóle - ale było za poźno.
Normy bezpieczeństwa zostały już podobno przekroczone.
(bilety były wyprzedane pół roku temu/ a mnie do ostatniej płyty ten zespół wcale nie interesował!!!)

Faktycznie nie widziałam nigdy bardziej załadowanej Stodoły.

Drugi rząd pod barierką.
Coś wspaniałego. Najlepszy koncert od wrześniowego The Whitest Boy Alive.
i na pewno w pierwszej 5tce moich najlepszych koncertów, ever..

Przy drugiej piosence mam już łzy w oczach.

po 40 minutach uciekam przez cały klub. na tył. Zostawiam znajomych.
miewam kaprysy - lubię w Stodole lądować w ostatnim rzędzie pod ścianą.
skulić się tam i odlecieć.

Nie ma miejsca pod ścianą.
Zaczynają boleć mnie nerki. Pierwszy raz w życiu bolą mnie nerki.
Wiercę się. Nie słyszę koncertu.
Po pół godzinie praktycznie nie mogę stać, tak mnie boli.

a oni podobno grają 2 godziny. zwykle.

Zamawiam taksówkę, kiedy wychodzę zaczynają sie bisy.

Jest mi bardzo bardzo przykro. i smutno.

:((

dobranoc..